Dworzanie zadziwieni, spojrzeli po sobie i pojechali za królem.
Wkrótce zbliżyli się do miejsca, gdzie spadły ptaki.
Sokół już wybierał mózg czapli.
Karol zeskoczył z konia, ażeby zbliska zobaczyć skutki bitwy.
Lecz stanąwszy na ziemi, zachwiał się i musiał chwycić za siodło, ziemia kręciła mu się pod nogami.
Zrobiło mu się mdło.
— Mój bracie, mój bracie! — zawołała Małgorzata — co ci jest?
— Czuję ten sam ból, jaki czuła Porcia, pochłonąwszy rozpalone węgle. Palę się... zdaje mi się, że oddycham ogniem.
Karol ciężko westchnął i zdawało się, iż się zadziwił, nie widząc na swych ustach płomieni.
Tymczasem, sokołowi znowu założono kaptur na oczy, i wszyscy zgromadzili się na około króla.
— Na rany Chrystusa!.. — ryknął Karol. — To nic, to nic; ot prosto słońce przepaliło mi cokolwiek głowę i razi mi oczy. Panowie! do polowania. Otóż w sam czas pokazało się stado dzikich kaczek. Spuścić sokoły. Na szatana!... Zabawmy się!
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1011
Ta strona została przepisana.