— Dała znak ręką, ot taki... — odpowiedział La Mole — który znaczy: Zaraz...
— Nie, ona zrobiła tak — rzekł Coconnas — co znaczy: uciekajcie...
— Ona chciała powiedzieć: czekajcie na mnie.
— Nie; chciała powiedzieć: ratujcie się.
— A więc — rzekł La Mole — niech każdy czyni, jak mu się podoba. Ty uciekaj, a ja pozostanę.
Coconnas wzruszył ramionami i znowu położył się na ziemi.
W tejże samej chwili, po tej samej alei, przez którą przejechała królowa, przebiegł w galopie oddział jeźdźców, w których przyjaciele poznali protestantów.
Ich konie dawały susy jak szarańcza, o której mówi Job: „zjawiła się i zniknęła”.
— Na szatana! Musiało zajść coś ważnego, — powiedział Coconnas, wstając. — Jedźmy do pawilonu Franciszka I-go.
— Przeciwnie, nie jedzmy tam. Jeżeliśmy wykryci, król najprzód zwróci uwagę na pawilon Franciszka I-go, ponieważ tam mieliśmy się zebrać.
— Może być, że tym razem masz słuszność — pomruknął Coconnas.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1018
Ta strona została przepisana.