Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1042

Ta strona została przepisana.

— Skoro mnie kochasz, życzysz sobie zapewne ażebym żył, nieprawdaż?
— Byłbym w rozpaczy, gdyby ci się przytrafiło jakie nieszczęście.
— A więc dwa razy już Wasza królewska mość o mało nie popadłeś w rozpacz.
— Jakto?
— Tak; gdyż dwa razy sama Opatrzność zjawiła się w osobie Waszej królewskiej mości.
— Za pierwszym razem jakąż postać na siebie przyjęła?
— Postać człowieka, któryby wielce był zdziwiony podobnem zbliżeniem; słowem, postać Renégo. Tak; ty, Najjaśniejszy panie, ocaliłeś mię od żelaza...
Karol zmarszczył brwi: przypomniał bowiem sobie noc, kiedy uprowadził Henryka na ulicę des Barres.
— A René?... — zapytał po chwili.
— René ocalił mię od trucizny.
— Szczęśliwyś, Henrysiu — rzekł król, starając się uśmiechnąć; lecz nagłe, gwałtowny ból zamienił uśmiech w nerwowe skurczenie. — To nie jego rzemiosło!
— Dwa więc cuda ocaliły mię, Najjaśniejszy panie. Cud żalu w duszy florentczyka, i cud miłości Waszej królewskiej mości. Przyznam, że