gę psa i zaczął oglądać zęby; w przedziałach i na samych zębach dostrzegł białawe kawałki czegoś...
Zdjął te kawałki i poznał, że to był papier.
Około tego papieru opuchlizna była większa, dziąsła nabrzmiałe i skóra zaczerwieniona, jakby od witryoleju.
Karol uważnie spojrzał dokoła.
Na dywanie leżały dwa czy trzy kawałeczki papieru, podobne do tego, który już poznał w pysku psa: na jednym nieco większym kawałku dawały się widzieć ślady ryciny.
Włosy powstały królowi na głowie; poznał bowiem cząstkę obrazka, przedstawiającego jakiegoś pana na polowaniu, który Akteon wydarł z książki myśliwskiej.
— A! — powiedział, bledniejąc — książka była zatrutą.
Potem nagle, przypominając sobie okoliczności, zawołał:
— Do tysiąca szatanów! dotykałem palcem każdej stronicy i za każdym razem śliniłem w ustach palec... Te mdłości, te boleści, te wymioty!... Zginąłem!...
Karol przez chwilę stał nieporuszony pod ciężarem strasznej myśli.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1050
Ta strona została przepisana.