Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1052

Ta strona została przepisana.

— Tak. Jesteś biegłym chemikiem, nieprawdaż?
— Najjaśniejszy panie....
— I umiesz to wszystko, co umieją najuczeńsi lekarze.
— Przesadzasz, Najjaśniejszy panie.
— Nie! Matka mi o tem mówiła. Zresztą, ufam ci i wolę raczej naradzić się z tobą jak z kim innym. Oto — mówił dalej, odsłaniając trup psa — proszę cię, zechciej zobaczyć, co to zwierzę ma między zębami, i powiedz mi, z czego zdechło.
Gdy René, ze świecą w ręku, skłonił się do samej ziemi, tak dla ukrycia swego wzruszenia, jak i dlatego, iżby być posłusznym królowi, Karol, stojąc z wlepionemi w tego człowieka oczyma, oczekiwał z łatwą do pojęcia niecierpliwością wyrazu, który miał być dla niego wyrokiem śmierci lub zakładem zbawienia.
René wyjął z kieszeni rodzaj skalpela, otworzył go i końcem zdjął z pyska charta kawałeczki, papieru, przylegające do dziąseł.
Długo i z uwagą patrzał na żółć i krew, sączącą się z każdej rany.
— Smutne symptomaty, Najjaśniejszy panie — powiedział drżącym głosem.