Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1060

Ta strona została przepisana.

— Odpowiem ci na to za dwa tygodnie... Tym czasem...
Karol, zmarszczywszy brwi, poniósł palec do ust zsiniałych.
— O! bądź spokojny, Najjaśniejszy panie.
Florentczyk, szczęśliwy, że się tak tanim kosztem uwolnił, skłonił się i wyszedł.
Po chwili, ukazała się mamka na progu pokoju.
— Co ci jest, Karolciu?.. — spytała.
— Przemoczyłem nogi na rosie i jestem niezdrów.
— W rzeczy samej, jesteś bardzo blady, mój Karolciu.
— Tak, bo jestem słaby. Podaj mi rękę, mamko, i zaprowadź do łóżka.
Mamka szybko się zbliżyła.
Karol przy jej pomocy doszedł do sypialni.
— Teraz, powiedział — położę się do łóżka bez pomocy.
— A jeśli przyjdzie Ambroży Paré?..
— Powiedz mu, że mam się lepiej i że go już nie potrzebuję.
— Lecz tym czasem, co weźmiesz?
— O!.. lekarstwo bardzo proste — rzekł Karol. — Białka od jaj, rozbite w mleku. Ale mam-