Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1064

Ta strona została przepisana.

też nie chcę. Czy on rozkazuje, ażebym szedł za tobą?
— Tak, Najjaśniejszy panie.
— A więc idę mój panie.
Udano się przez jakiś korytarz.
Korytarz ten prowadził do dość obszernej, posępnej z ciemnemi murami sali.
Henryk spojrzał do koła niezupełnie spokojnie.
— Gdzie jesteśmy?... — zapytał.
— Przechodzimy przez izbę tortur, Najjaśniejszy panie.
— A ha!... — mruknął król.
I baczniej jeszcze przyglądać się począł.
W izbie tej, wszystkiego było po trosze: konwie i kadzie do tortur z gorącą wodą; kliny i młotki do tortur przy ściskaniu nóg; prócz tego, kamienne ławki, przeznaczone dla nieszczęśliwych ofiar, których czekały tortury — ciągnęły się prawie w około całej sali; nad temi ławkami, do samych ławek i do nóg tychże, przytwierdzone były żelazne kółka w ścianę wmurowane.
Henryk szedł dalej, nie mówiąc ani słowa, lecz nie tracąc najmniejszego szczegółu z tych wszystkich okropnych przygotowań, kreślących, że tak rzekę, na tych murach, historyę cierpień.