Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1065

Ta strona została przepisana.

Tocząc wzrokiem po wszystkich stronach, Henryk nie patrzył na nogi... potknął się więc.
— E!.. — rzekł — cóż to jest?
I wskazał na rodzaj rowka, wydrążonego w wilgotnej kamiennej posadzce.
— To rynna, Najjaśniejszy panie.
— Więc tu deszcz pada?
— Tak, deszcz, lecz deszcz krwawy, Najjaśniejszy panie.
— A! a!... — powiedział Henryk — bardzo dobrze. Czy prędko przybędziemy do mego pokoju?
— Jużeśmy przybyli — odpowiedział jakiś cień, rysujący się w ciemności, który, w miarę zbliżania się do niego, stawał się widoczniejszym i wyraźniejszym.
Henrykowi zdawało się, że głos ten jest mu znajomy; zrobił kilka kroków naprzód i poznał mówiącego.
— A! to ty, Beaulieu — powiedział — cóż tu u dyabła robisz?
— Najjaśniejszy panie, objąłem właśnie urząd gubernatora twierdzy Vincennes.
— A więc, mój kochany przyjacielu, pięknie swój zawód rozpoczynasz; mieć na pierwszy raz więźniem króla, to wcale nieźle.
— Za pozwoleniem, Najjaśniejszy panie —