odparł Beaulieu — jeszcze pierwej przyjąłem dwóch szlachciców.
— Kogóż to? A! wybacz; robię ci może nierozważne pytanie. A więc, wystaw sobie, że nic nie mówiłem.
— Nie zalecono mi tajemnicy. Są to panowie de La Mole i de Coconnas.
— A! prawda; przy mnie ich aresztowano. Biedacy! Jakżeż znoszą to nieszczęście?
— Każdy z nich znosi go odmiennie; jeden jest wesoły, drugi smutny; jeden śpiewa, drugi wzdycha.
— Któryż z nich wzdycha?
— Pan de La Mole, Najjaśniejszy panie.
— Na honor — powiedział Henryk — lepiej pojmuję tego co wzdycha, niż tego co śpiewa.
Wnoszę z tego, że więzienie nie jest zbyt wesołe. Na którem znajdują się piętrze?
— Na najwyższem, na czwartem.
Henryk westchnął. Chciałby tam być.
— Bądź tak dobry, panie de Beaulieu — rzekł — i wskaż mi mój pokój; chciałbym się już w nim znajdować, gdyż dzień dzisiejszy bardzo mię zmordował.
— Oto jest, Najjaśniejszy panie — powiedział Beaulieu, pokazując Henrykowi otwarte drzwi.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1066
Ta strona została przepisana.