Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1083

Ta strona została przepisana.

{tns|na|Ktarzyna}} — Czyś słyszał czasami, że są tajni nieprzyjaciele, których zemsta zdaleka nawet zabija swoję ofiarę?
— Żelazem albo trucizną?... — zapytał Karol, ani na chwilę nie spuszczając oczu z obojętnej fizyonomii swej matki.
— Nie; innemi środkami, daleko pewniejszemi i straszniejszemi.
— Wytłomacz się, pani?
— Czy wierzysz w siłę zaklęć i magii?... — spytała wychowanka Florencyi.
Karol stłumił uśmiech pogardy i niedowierzania.
— O! i bardzo — odpowiedział.
— One to są przyczyną twoich cierpień — żywo powiedziała Katarzyna. — Nieprzyjaciel, co nie śmiał uderzyć jawnie, pokryjomu czyhał na twe życie.
Plan jego był jeszcze tem straszniejszy, że nie miał spólników, i że nici tajemnych tego spisku nie można było ująć.
— O! o!... — zawołał Karol, oburzony podobną chytrością.
— Pomyśl dobrze, mój synu — mówiła dalej Katarzyna — przypomnij sobie pewne zamiary ucieczki, która miała zabezpieczyć bezkarność mordercy.