Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1095

Ta strona została przepisana.

— Zapewne i nie Henryk?
— Nie.
— Wielki Boże! miałżeby to być?...
— Kto?
— Mój brat... d’Alençon — szepnęła Małgorzata.
— Być może.
— Albo... albo...
Tu Małgorzata zniżyła glos, jakby się lękała własnych słów:
— Albo... nasza matka?
Karol milczał.
Małgorzata spojrzała na niego, wyczytała w jego spojrzeniu wszystko co chciała, zerwała się i padła na krzesło.
— O! mój Boże! mój Boże!... — mówiła cichym głosem — to niepodobieństwo!
— Niepodobieństwo?.. — rzekł Karol z cierpkim uśmiechem. — Szkoda, że tu niema Renégo, on by ci opowiedział moje historyę.
— René?
— Tak. On by ci opowiedział, naprzykład, jak pewna kobieta, której on niczego odmówić nie może, zażądała od niego książki myśliwskiej, znajdującej się w jego bibliotece; jak wszystkie karty tej książki zatrute zostały subtelnym jadem; że