Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1102

Ta strona została przepisana.

— Sądzę, że wszystko idzie dobrze — pomyślał....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W godzinę potem usłyszał kroki i zobaczył, jak czyjaś ręka wsuwała, podedrzwi bilecik.
Wziął go, będąc pewnym, że bilet pochodzi od dozorcy.
Na widok tego bileciku, w sercu jego zabłysła nadzieja, lecz tak bolesna jak zawód; miał on nadzieję, że bilet ten jest od Małgorzaty, od której, od czasu jak siedział w więzieniu, nie miał żadnej wiadomości.
Drżącą ręką porwał papier i zaledwie nie umarł z radości, na widok znajomego charakteru pisma.
Oto wyrazy bileciku:
„Odwagi! ja czuwam.”
— A! jeśli ona czuwa — zawołał La Mole, pocałunkami pokrywając papier, którego się dotykała tak droga ręka — jeśli ona czuwa, jestem zbawiony!....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Aby La Mole zrozumiał bilet i razem z Coconnasem wierzył w to, co piemontczyk nazywał