Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/111

Ta strona została przepisana.

jakiś człowiek, widocznie także na kogoś oczekujmy.
Wieczór ogromnymi płatami cieni, rzucanych od sklepień, usłał całą podłogę galeryi, tak, że znajdujący się w niej poznać się nawzajem nie mogli, chociaż oddaleni byli od siebie zaledwie o dwadzieścia kroków.
La Mole pierwszy zbliżył się do swego towarzysza.
— A! na honor! — zawołał — wszak to pan hrabia de Coconnas! Piemontczyk obrócił się i z zadziwieniem patrzał na Mole’a.
— A! na Boga — zawołał — to pan deLa Mole, albo niech mnie dyabli porwą! Oj! cóż ja mówię? jestem u króla i przeklinam; lecz co to szkodzi! sam król, zdaje mi się, przeklina nie gorzej odemnie, podobno nawet w kościele. No i cóż, jesteśmy więc w Luwrze?...
— Jak pan widzisz; czy de Besme tu pana wprowadził?
— Tak, kochany niemiec ten Besme... A pana któż wprowadził?
— Pan de Mouy... Mówiłem już panu, że hugonoci nie są bez wpływu u dworu... Ale, widziałeś się pan z księciem Gwizyuszem?