— Kroćset dyabłów! — pomruknął Coconnas. — Co to za psie życie! Z ostateczności w ostateczność, nigdy stałego lądu; to brodzisz na sto stóp w wodzie, to znowu ulatujesz nad obłoki. Dokąd idziemy?
— Idź pan za strażą — powiedział jakiś szepleniący głos, z którego Coconnas poznał, że żołnierzom towarzyszy jakiś urzędnik.
— A gdzie La Mole? — zapytał piemontczyk. Co się z nim stało?
— Idź pan za strażą — powtórzył tenże sam głos, tymże samym tonem.
Trzeba było być posłusznym.
Coconnas wyszedł ze swego pokoju i zobaczył w czarnem ubraniu człowieka, którego głos był dla niego tak nieprzyjemnym.
Byłto mały, garbaty człowieczek, który dlatego tylko został urzędnikiem sądowym, ażeby długą suknią zakryć krzywe nogi.
Powoli zeszedł po krętych schodach.
Na pierwszem piętrze straż zatrzymała się.
— A! czy już temu będzie koniec — mruknął Coconnas.
Drzwi się otworzyły.
Coconnas miał wzrok ostrowidza i węch psa: poczuł sędziów i w cieniu dostrzegł rysującą się postać człowieka z gołemi rękoma.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1119
Ta strona została przepisana.