Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1130

Ta strona została przepisana.

Po tych słowach, wyrzeczonych półgłosem, nastąpiło milczenie; nagle, milczenie przerwane zostało głuchym, stłumionym, ponurym krzykiem... krzykiem, nic w sobie nie mającym ludzkiego. Krzyk ten, zdawało się, przeniknął grube mury i obił się o żelazo kraty.
Coconnas drgnął mimowolnie; a jednak był to człowiek tak odważny, że męztwo jego podobne było do instynktu dzikich zwierząt.
Piemontczyk, usłyszawszy krzyk, skamieniał nieledwie; nie wierzył, ażeby podobny krzyk był głosem ludzkiej istoty, wziął go więc za ryk wiatru między drzewami huczącego, albo za jeden z tysiącznych odgłosów, wylatujących z dwóch nieznanych światów, między któremi nasz świat się obraca.
Wtedy, doszedł do uszu piemontczyka drugi jęk, jeszcze boleśniejszy, jeszcze bardziej przejmujący niż pierwszy.
Tym razem, Coconnas rozróżnił nietylko głos ludzki, lecz mu się zdawało, iż poznaje głos La Mola.
Na dźwięk tego głosu, piemontczyk zapomniał, że jest zamknięty po za dwoma drzwiami, trzema kratami i murem, na dwanaście cali grubym.