Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1132

Ta strona została przepisana.

— Tak, panie.
— Chwała Bogu. Idźmy.
I udał się za urzędnikiem, który postępował naprzód miarowym krokiem, z czarną laską w ręku.
Pomimo zadowolenia, jakie dał poznać w pierwszej chwili, Coconnas po drodze rzucał na prawo i lewo, przed siebie i za siebie, niespokojnym wzrokiem.
— O! o! — szeptał — nie widzę mego poczciwego dozorcy — przyznam się, że jego nieobecność martwi mię.
Weszli do sali; sędziów już nie było.
Coconnas spostrzegł tylko jedynego stojącego człowieka.
Przypatrzywszy mu się dobrze, poznał w nim prokuratora generalnego, który nie raz mieszał się do badania, a zawsze z nienawiścią i złością.
W istocie, był to ten sam, któremu Katarzyna, to listownie, to ustnie, polecała szczególniej zająć się tą sprawą.
Zasłona w sali była podniesioną i widać było jej głębię, ginącą w ciemnościach; niektóre części oświecone, tak straszny przedstawiały widok, że Coconnas uczuł, iż nogi pod nim drżały.
— O! mój Boże! — zawołał.