nicy! męczcie mnie, gruchoczcie kości, rozerwijcie na kawałki; nic się jednak nie dowiecie, przysięgam wam! Sądzicie, że kawałek drewna lub żelaza zniewoli do mówienia szlachcica mego imienia! O nie! nie! Dalej, dalej!
— Pisarzu, przygotuj się do pisania — powiedział sędzia.
— Tak, przygotuj się!... — wrzasnął Coconnas — a jeśli zapiszesz wszystko co wam powiem, podli kaci, będziesz miał co pisać. Pisz, pisz!
— Czy chcesz pan uczynić zeznania?... — spytał sędzia tymże samym spokojnym głosem.
— Nie, ani słowa. Idźcie do dyabła!
— Namyśl się pan podczas przygotowań. Hej mistrzu! włóż panu buciki.
Na te słowa, człowiek, stojący dotąd nieruchomo z powrozem w ręku, odstąpił od kolumny i wolnym krokiem zbliżył się do Coconnasa, który odwrócił się, aby go przyjąć grymasem.
Był to mistrz Caboche, kat okręgu paryskiego.
Bolesne zdziwienie malowało się w rysach Coconnasa, i zamiast krzyczeć i hałasować, pozostał nieruchomy, nie mogąc spuścić oczu z twarzy zapomnianego przyjaciela, zjawiającego się przed nim w podobnej chwili.
Caboche, spokojny, jakby nigdy w życiu
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1137
Ta strona została przepisana.