Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1140

Ta strona została przepisana.

Cztery wyrazy Cabocha wszystko wyjaśniły Coconnasowi.
Zacny kat świadczył swemu przyjacielowi największy usługę, jaką tylko kat mógł okazać szlachcicowi.
Nietylko go wybawiał od boleści, lecz i od wstydu wyznań; zamiast bowiem zabijania mu między nogi klinów z drzewa dębowego, zabijał on między nogi kliny z elastycznej skóry, których tylko wierzch był nałożony drzewem.
Nadto, dawało to Coconnasowi możność wstąpienia na szafot ze świeżemi siłami.
— O! szlachetny Cabochu — mówił do siebie Coconnas — bądź spokojny, bij, ja będę krzyczał, skoro rozkazujesz; a jeśli nie będziesz zadowolony, to trudno ci dogodzić.
Caboche, tymczasem, wstawił między deski klin, daleko grubszy niż pierwszy.
— Dalej — powiedział sędzia.
Na ten wyraz, Caboche tak silnie uderzył, jak gdyby chciał tem jednem uderzeniem rozwalić zamek Vinceński.
— Aj! aj! oj! oj!... — wrzasnął Coconnas rozmaitemi głosy. — Do tysiąca piorunów! strzeżcie się, bo mi pogruchoczecie kości!
— Aha!... — powiedział uśmiechając się