Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1157

Ta strona została przepisana.

chetniło twarz piemontczyka, jak śmierć gotowa była uświęcić jego duszę.
— Czy prędko przyjedziemy na miejsce? — zapytał La Mole. — Jakoś mi źle, zapewne zemdleję.
— Czekaj, mój przyjacielu. Zaraz przejedziemy obok ulic Tizon i Cloche-Percée; patrzaj! patrzaj!
— O! unieś mnie cokolwiek, pozwól mi jeszcze raz spojrzeć na ten dom naszego szczęścia! Coconnas wyciągnął rękę i dotknął się ramienia kata, który siedział na przodzie i kierował koniem.
— Bądź łaskaw — powiedział doń Coconnas — zatrzymaj się cokolwiek przed ulicą Tizon.
Caboche kiwnął głową na znak zgody i przystanął przed ulicą Tizon.
La Mole, przy pomocy piemontczyka, podniósł się z wielkiem wysileniem i spojrzał ze łzami w oczach na cichy jak grób domek.
Westchnienie wyrwało mu się z piersi i wyszeptał stłumionym głosem:
— Zegnam was! żegnam, młodości, miłości i życie!
I głowa opadła mu na piersi.
— Bądź mężnym — rzekł Coconnas — być może, że to wszystko znajdziemy znowu w górze.