mówił — wiem o tem; lecz ja, czyliż nie straciłem wszystkich przyjaciół? i jeszcze co większa, czyliż nie straciłem matki? Ty zawsze możesz płakać, jak i teraz płaczesz; ja, w największych zmartwieniach, zawsze i zawsze śmiać się musiałem; ty cierpisz, lecz spójrz na mnie; ja umieram... Bądź więc odważną, Margot! Proszę cię oto w imieniu naszej chwały! Dobra sława naszego domu — to nasz krzyż; nieśmy go więc, a jeżelibyśmy przypadkiem potknęli się na drodze — wstaniemy i pójdziemy dalej.
— O! mój Boże! mój Boże!... — zawołała Małgorzata.
— Tak — mówił dalej Karol, odgadując myśl siostry — tak; ta ofiara, siostro, jest straszną; lecz każdy musi poświęcić albo swój honor, albo życie. Czyż myślisz, że ja, w dwudziestym piątym roku życia zasiadając na najpiękniejszym tronie w świecie, umieram z ochotą? Spójrz na mnie... moje oczy, cera twarzy, blade usta... wszystko mówi, że już konam; lecz ten uśmiech... czyż nie zmusza innych do myślenia, że jeszcze żyć mam nadzieję? A jednak za tydzień, za dwa tygodnie, a najdalej za miesiąc, będziesz opłakiwała brata, tak jak dzisiaj opłakujesz przyjaciela.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1169
Ta strona została przepisana.