— Bracie! nie mów tego! — zawołała Małgorzata, obejmując go rękoma.
— Kochana Margot, ubieraj się już — powiedział król — spędź tę bladość z twarzy i przyjdź na bal. Rozkazałem ci przynieść nowe brylanty i nowe stroje, godne twej piękności.
— Brylanty! suknie! Co mi teraz po nich?
— Życie jeszcze długie — odrzekł Karol, uśmiechając się — przynajmniej twoje....
— O! nie, nie!...
— Siostro, pamiętaj tylko o tem: bardzo często nie można lepiej uczcić pamiątki nieboszczyka, jak tając w sercu rozpacz.
— Dobrze — powiedziała drżąca Małgorzata — przyjdę.
Łza ukrywana, błysnęła na powiece Karola.
Pocałował siostrę w czoło, zatrzymał się chwilę przed Henrietą, która nic nie widziała i nie słyszała i rzekł:
— Biedna!
Potem wyszedł.
Wkrótce po wyjściu króla, kilku paziów weszło z pudelkami i koszykami.
Małgorzata dała znak, żeby wszystko położyli na podłodze.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1170
Ta strona została przepisana.