siał wielki pargamin, opatrzony królewską pieczęcią.
Był to patent na kata.
W kącie stał ogromny miecz z długą rękojeścią.
Był to miecz sprawiedliwości.
Gdzie niegdzie wisiały obrazy świętych męczenników, męczonych na różne sposoby.
Tutaj Caboche ukłonił się.
— Daruj mi, Wasza królewska mość, iż ośmieliłem się przyprowadzić ją z Luwru tutaj do mnie. Lecz taka była jego ostatnia wola, musiałem...
— Dobrześ zrobił — przerwała Małgorzata — i oto nagroda za twoję gorliwośCabć.
oche ze smutkiem spojrzał na kiesę złotą, którą Małgorzata na stół rzuciła.
— Złoto i wiecznie złoto! — wyszeptał — A! niestety! dlaczegóż za cenę złota nie mogłem wykupić krwi, którą dzisiaj przelać musiałem!...
— Słuchaj! — rzekła Małgorzata, oglądając się dokoła — mamyż jeszcze iść dalej? Nie widzę...
— Wasza królewska mość, są one tutaj! Lecz jestto smutny widok.... mogę panią od niego uwolnić; przyniosę ją zawiniętą...