Caboche uniósł kraj płaszcza, wzniósł pochodnię i powiedział:
— Patrz, Wasza królewska mość!
Zdawało się, jak gdyby ci dwaj młodzieńcy w czarnem odzieniu spali obok siebie w strasznej symetryi śmierci.
Głowy przyłożone do korpusów, zdawały się być tylko odłączonemi od tułowi czerwonemi kresami.
Śmierć nie rozerwała ich rąk; czy przypadkiem, czy też dzięki poczuciu kata, prawa ręka La Mola spoczywała w lewej Coconnasa.
Zdawało się, że pod powiekami La Mola, spojrzenie promieniało miłością.
Jak gdyby pogarda malowała się na twarzy Coconnasa.
Małgorzata uklękła i rękami, połyskującemi od drogich kamieni, uniosła głowę, którą tak gorąco kochała.
Księżna, przyciśnięta do muru, nie mogła spuścić oczu z bladej twarzy, na której tak często szukała radości i miłości.
— La Molu! kochany La Molu! — mówiła Małgorzata.
— Annibalu! Annibalu! — zawołała księżna — piękny, dumny i mężny kochanku, już mi nie odpowiadasz!...
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1178
Ta strona została przepisana.