Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1187

Ta strona została przepisana.

— Od tego czasu, pani, kiedy matka odebrała dziecku to, co mu dała — odpowiedział Karol, ocierając usta z czerwonej piany.
— Karolu, co chcesz mówić!... — zawołała Katarzyna. — Ja ciebie nie rozumiem — wyszeptała, z zadziwieniem patrząc na syna.
— Zaraz pani wszystko zrozumiesz.
Karol wyjął z pod poduszki maleńki srebrny kluczyk.
— Weź pani ten klucz, i otwórz moję podróżną szkatułkę; znajdujące się tam papiery, odpowiedzą pani za mnie.
Karol wyciągnął rękę w kierunku, gdzie na marmurowej konsolce stała przepyszna żelazna szkatułka, rzeźbiona ażurowo.
Katarzyna była posłuszną; zwolna zbliżyła się do szkatułki, otworzyła, zajrzała wewnątrz i nagle odskoczyła, jak gdyby w szkatułce spostrzegła śpiącą żmiję.
— Czego się pani przelękłaś?... — zapytał Karol, nie spuszczając oczu z matki.
— To nic — odpowiedziała Katarzyna.
— W takim razie, włóż pani rękę i wydostań ze szkatułki książkę... tam powinna być książka; nieprawdaż, że jest?... — dodał król z uśmiechem, który na jego ustach był gorszym, aniżeli groźba.