Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1204

Ta strona została przepisana.

O! zdaje mi się, że teraz umarłbym, jeżeli nie szczęśliwym, to przynajmniej spokojnym, gdybym mógł przed śmiercią nacieszyć się pieszczotami mego małego dziecięcia, i ujrzeć śliczną twarz jego matki.
— Najjaśniejszy panie! alboż nie możesz ich do siebie przywołać?
— Nieszczęśliwy!.... onaby już ztąd wraz z dzieckiem nie wyszła. Oto stanowisko królów na tym świecie, mój Henryku. Nie mogą ani żyć, ani umierać, podług swojej woli. Lecz po twojej obietnicy, uspokoiłem się już cokolwiek.
Henryk pogrążył się w zadumie.
— Tak, Najjaśniejszy panie! to prawda, że ci obiecałem, lecz czy będę w stanie obietnicę wypełnić?
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Ja sam nie jestem pewien swego życia. Może będę wypędzony. Wszak ja człowiek, a ono tylko dziecię.
— Mylisz się — odpowiedział Karol — po mojej śmierci, będziesz silnym i możnym; właśnie ten papier da ci siłę i moc.
Przy tych słowach, umierający król wyciągnął z pod poduszki zwój pargaminowy.
— Weź to! — rzekł.