Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1211

Ta strona została przepisana.

I szybko wyszła, uprowadzając z sobą księcia d’Alençon.
— Nancey!... — krzyknął Karol — Nancey, do mnie, do mnie! Rozkazuję, chcę tego, Nancey! aresztować moją matkę, aresztować mego brata; aresztować!
Krew rzuciła się i przerwała mowę Karola właśnie w chwili, kiedy kapitan straży otworzył drzwi, i król, dusząc się śmiertelnie, padł w znak na poduszki.
— Pilnuj pan drzwi — rzekł Henryk i nie wpuszczaj nikogo.
Nancey pokłonił się i wyszedł.
Henryk zwrócił wzrok na to nieruchome ciało, które możnaby było wziąć za trupa, gdyby lekki oddech nie poruszał chwałami pianą, pokrywającą usta.
Długo tak spoglądał, potem, mówił sam do siebie:
— Otóż stanowcza chwila... czy panować czy też żyć?
W tejże chwili zasłona alkowy podniosła się, pokazała się z za niej blada twarz, i pośród grobowego milczenia, zalegającego królewski pokój, rozległ się głos:
— Żyj!
— René!... — zawołał Henryk.