dem i zaczął uciekać tąż samą drogą co i oni, krzycząc: Na pomoc.
De Mouy, Saucourt i Barthelemy rzucili się za nimi.
Gdy wbiegli w ulicę Grenelle, żeby odciąć uciekającym drogę, nagle otworzyło się okno i jakiś człowiek wyskoczył z pierwszego piętra na ziemię, świeżo deszczem zroszoną.
Byłto Henryk.
Gwizdnięcie de Mouya zawiadomiło go o niebezpieczeństwie, a wystrzał z pistoletu, świadczący o wielkości tego niebezpieczeństwa, zniewolił go do rzucenia się z okna, na pomoc swoim przyjaciołom.
Zapalony i odważny, pobiegł ich śladami ze szpadą w ręku.
Krzyk, który się rozległ w stronie rogatek des Sergents, naprowadził go na ślad.
Byłto Maurevel, który czując, że go de Mouy dogania, po raz drugi zwoływał na pomoc rozbiegłych ze strachu swych ludzi.
Pozostało mu więc albo się obrócić, albo być przeszytym z tyłu.
Maurevel odwrócił się i spotkał żelazo swego nieprzyjaciela, który prawie natychmiast zadał mu uderzenie tak zręczne, że nawskróś przeszył temblak.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1230
Ta strona została przepisana.