Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Przypuśćmy, że tak jest w istocie — — rzekł La Mole, uśmiechając się. — Czy się to panu mc podoba?...
— O!... dzięki Bogu, nie. Mnie to wszystko jedno. Z całego serca nienawidzę hugonotyzmu, lecz nie jestem nieprzyjacielem hugonotów; zresztą, taka teraz moda.
— Tak — odpowiedział, śmiejąc się, La Mole — dowodem tego jest wystrzał z rusznicy do admirała. Czy czasem nie zechcesz pan grać o wystrzał?...
— Zostawiam to do woli pańskiej — rzekł Coconnas — ja bylebym tylko grał, mało mnie obchodzi o co.
— Zaczynajmy więc — powiedział La Mole, zbierając rozdane karty i układając je w ręku, podług kolorów.
— Dobrze; graj pan śmiało i z zaufaniem, gdyż, jeżeli przegram sto talarów zlotem, jutro zwrócę je panu.
— A więc szczęście nawiedzi pana we śnie?..
— Nie, pójdę go szukać.
— Dokąd, powiedz mi pan?... Pójdziemy razem.
— W Luwrze.
— Czy pan tam idziesz tej nocy?...