— Istotnie, tu dzieje się coś nadzwyczajnego — pomyślał Piemontczyk.
— Dobranoc, panie de Coconnas — powiedział La Mole. — Ty zaś, mój gospodarzu, zaprowadź mnie do mego pokoju. Dobranoc.
I La Mole znikł z oberżysta na zakręcie schodów.
Wtedy, towarzysz La Hurièra schwycił Piemontczyka za rękę i, ciągnąc go w kąt, rzeki prędko.
— Sto razy byłeś pan gotów zdradzić tajemnicę, od której zawisł los królestwa. Bóg zamknął ci usta. Jeszcze jedno słowo, a byłbyś już nie żył. Teraz jesteśmy sami...
— Lecz któż pan jesteś, że śmiesz mówić do mnie takim rozkazującym tonem?...
— Czyś pan czasem nie słyszał o Maurevelu?...
— Mordercy admirała?...
— I kapitana de Mouy.
— Słyszałem.
— To pan wiedz, że ja jestem Maurevel.
— O!... — zawołał Coconnas.
— Słuchaj więc pan.
— Naturalnie, że słucham.
— Tss!... — powiedział Maurevel, kładąc palec na ustach.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/149
Ta strona została przepisana.