Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/169

Ta strona została przepisana.

szpadzie, skierował swój wzrok na ganek, wznoszący się mniej więcej na piętnaście stóp nad głównemi drzwiami domu.
Niecierpliwie tupał on nogą, i czasom zwracał swe zapytania do bliżej siebie stojących.
— I jeszcze nic!... — szepnął. — Nikogo... Czy go zawiadomiono, czy uciekł. Co myślisz o tem, Du Gast?...
— Niepodobieństwo, ażeby miał uciec.
— Dlaczegóż?... Czy nie sam mówiłeś mi, że na chwilę przed naszem przybyciem, przybiegł tu jakiś człowiek z odkrytą głową i dobytą szpadą; że człowiek ten, jakby ukrywający się przed pogonią, pukał tu do drzwi, i że mu je otworzono.
— Tak jest, powiedziałem to w samej rzeczy, lecz prawie tejże samej chwili przybył tu pan de Besme z żołnierzami; bramy wyłamano i dom otoczono. Nieznajomy wszedł, lecz nie wyszedł.
— Jeżeli się nie mylę — rzekł Coconnas do La Hurièrea — to jest książę Gwizyusz.
— On sam. Wielki Henryk Gwizyusz czeka na wyjście admirała, żeby z nim zrobić to samo, co admirał zrobił z jego ojcem. Na każdego przyjdzie kolej, i chwała Bogu!.. przyszła dzisiaj na nas.
— Hola!... Besme!... hola... — zawołał ksią-