Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/174

Ta strona została przepisana.

ko; zdaje mi się, że się dostało i Telignyemu. Słyszycie? To on woła o pomoc.
W tym czasie, dał się słyszeć w samej rzeczy, krzyk rozpaczny, jakby kobiety.
Czerwonawe światło oświeciło jedno ze skrzydeł pałacu.
Wtedy, można było widzieć dwóch ludzi uciekających przed tłumom morderców.
Kula zabiła jednego; drugi w biegu znalazł się przed otwarłem oknem, i nie zmierzywszy wysokości, nie myśląc o tem, że na dole oczekują go nowi nieprzyjaciele, skoczył z nieustraszoną odwagą na podwórze.
— Zabić, zabić go! — krzyczeli mordercy, widząc, że ofiara może im się wymknąć.
Uciekający — podniósł się, porwał szpadę, która mu w czasie skoku z rąk wypadła, i nachyliwszy głowę, rzucił się pomiędzy morderców.
Obalił trzech czy czterech, jednego przebił szpadą, i pośród huku pistoletowych strzałów i przekleństw rozjuszonego żołnierstwa, przemknął się jak błyskawica około piemontczyka, który oczekiwał go w bramie ze sztyletem w ręku.
— Schwytałeś się — krzyknął Coconnas, przeszywając mu rękę cienką i ostrą klingą sztyletu.
— Podły! — odpowiedział uciekający i ciął