Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/191

Ta strona została przepisana.

— E! ja mam swój interesik.
— Nie chodźże pan bezemnie — dał się słyszeć głos, na który Maurevel zadrżał — pan znasz dobre miejsca i ja obciąłbym je zwiedzić.
— A to nasz piemontczyk — powiedział Maurevel.
— Pan de Coconnas — rzekł La Hurière. — Ja zaraz myślałem, że pan poszedłeś za mną.
— Nie! niech dyabli wezmą; zboczyłem cokolwiek z drogi, ażeby wrzucić w rzekę jakiegoś szalonego chłopaka, który krzyczał: „Precz z papistami! niech żyje admirał!” Na nieszczęście, zdaje mi się, że hultaj umiał pływać. Jeżeli chcesz utopić którego z tych łotrów hugonotów, musisz ich rzucać do wody, jak szczenięta, póki jeszcze ślepe.
— Więc pan mówisz, że powracasz z Luwru. Czy to tam ukrył się wasz hugonot? — zapytał Maurevel.
— O! tak, tak, mój Boże.
— Strzeliłem do! niego z pistoletu, kiedy podnosił szpadę na podwórzu admirała, nie pojmuję jednak, dlaczegom chybił.
— O! ja nie chybiłem — odezwał się Coconnas — takie mu zadałem szpadą pchnięcie w grzbiet, że klinga na pięć palcy była we krwi.