Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/195

Ta strona została przepisana.

— Zgadłeś pan — mówił dalej Maurevel. — Wejdziesz więc i udasz hugonota; opowiesz Mouy’emu o wszystkiem, co się dzieje... on nie tchórz, zejdzie na dół...
— A potem?... — zapytał La Hurière.
— Potem, poproszę go, ażeby raczył skrzyżować ze mną szpadę.
— Na honor, to nieźle — rzekł Coconnas — ja zaraz tak samo postąpię z Lambertem Mercandon. Jeżeli on już za stary, aby przyjąć moje wyzwanie, miejsce jego zastąpi którykolwiek z jego synów lub krewnych.
La Hurière, nic nie odpowiedziawszy, zaczął pukać do drzwi.
Na hałas rozchodzący się pośród nocnej ciszy, brama pałacu Gwizyuszów uchyliła się i ukazało się kilka głów.
Wówczas pokazało się, że było tam cicho tak, jak bywa zazwyczaj w fortecach; pałac ten bowiem był cały napełniony wojskiem.
Głowy te natychmiast zniknęły; bez wątpienia ci, do których należały, zrozumieli, o co rzecz chodzi.
— Więc to tutaj mieszka pan de Mouy?... — zapytał Coconnas, wskazując na dom, do którego La Hurière nie przestawał pukać.
— Nie, to dom jego kochanki.