Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/196

Ta strona została przepisana.

— Kroćset dyabłów! co to za wyszukana grzeczność! Dajesz mu pan sposobność do obnażenia szpady w oczach jego ulubionej! Więc my będziemy sędziami pojedynku. Jednak mam wielką ochotę bić się z nim. Ręka mnie pali...
— A twarz pańska?... — zapytał Maurevel. — Wszak jej się porządnie dostało.
Coconnas wydał jęk podobny raczej do ryku.
— Na szatana!... — spodziewam się, że on już umarł; gdybym jednak wiedział, że żyje, gotów byłbym powrócić do Luwru, aby go dobić...
La Hurière pukał ciągle.
Wkrótce otworzyło się na pierwszem piętrze okno i ukazał się na balkonie mężczyzna w neonem ubraniu i bezbronny.
— Kto tam?... — zawołał.
Maurevel dał znak Szwajcarom, ażeby się ukryli za róg domu, gdy tymczasem Coconnas przysunął się do ściany.
— A! panie de Mouy — powiedział oberżysta — czy to pan?
— Tak, ja; więc cóż?
— Tak, to on — mruknął Maurevel, drżąc z radości.
— E! czyż pan nie wiesz, co się dzieje?... —