Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/197

Ta strona została przepisana.

mówił dalej La Hurière. — Mordują naszych braci współwyznawców, zabili już admirała. Śpiesz pan na pomoc!
— A!... — zawołał de Mouy — domyślałem się, że się coś knuje na noc dzisiejszą. A! nie powinienem był opuszczać moich odważnych towarzyszy. Zaraz, zaraz, zaczekaj, mój przyjacielu.
I, nie zamykając okna, przez które dawały się słyszeć krzyki i czułe narzekania przestraszonej kobiety, de Mouy poszedł szukać płaszcza i zbroi.
— Już idzie, idzie — szepnął Maurevel, blady z radości. — Miejcie się na pogotowiu!... — rzekł cichym głosem do Szwajcarów.
Potem, wziąwszy rusznicę z rąk piemontczyka i dmuchnąwszy na lont, ażeby się przekonać, czy się dobrze żarzy — La Hurière! weź swoję rusznicę — powiedział do oberżysty, cofającego się ku towarzyszom.
— Kroćset dyabłów!... — krzyknął Coconnas — ot i księżyc wychodzi z po za chmur, aby być świadkiem tego pięknego spotkania. O! cobym ja dał za to, ażeby Lambert Mercandon był teraz sekundantem pana de Mouy.
— Zaczekajcie! zaczekajcie!... — rzekł Maurevel — jeden Mouy wart dziesięciu Judzi, je-