mieszkańców południa, męztwo przechodzi we wściekłość.
Nic nie widział, nic nie słyszał; zauważył tylko, że w uszach już mu słabiej dzwoniło, że ręce, twarz, zaczęły obsychać i, opuściwszy szpadę, ujrzał przed sobą leżącego w kałuży krwi jakiegoś człowieka, i palące się na około domy.
Zawieszenie broni niedługo trwało, gdyż w chwili, kiedy Coconnas chciał przystąpić do leżącego człowieka, w którym poznał La Hurièra, drzwi domu, które oparły się jego sile, otworzyły się, i stary Mercandon z synem i dwoma krewnymi, rzucił się na piemontczyka, jeszcze odpoczywającego.
— Otóż on! on!... — krzyknęli wszyscy jednogłośnie.
Coconnas stał na środku ulicy:
Obawiając się, ażeby go nie otoczyło czterech ludzi razem napadających, ze zręcznością i silą dzikiej kozy, na które często polował w górach, rzucił się w tył i znalazł się pod ścianą pałacu Gwizyusza.
Będąc już spokojnym, stanął w obronnej postawie i przybrał ton pogardliwy.
— Aha! ojcze Mercandon — rzekł — nie poznajesz mnie?
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/205
Ta strona została przepisana.