srebrną miednicę wyzłacaną i bieliznę z cienkiego holenderskiego płótna.
— Pomóż mi unieść go, Gillonno — rzekła, królowa Małgorzata, gdyż nieszczęśliwy przez podnoszenie utracił wszystkie siły.
— Lecz ja, pani, nie mogę się na to zgodzić — przemówił La Mole.
— Musisz się zgodzić, panie, abym ci obandażowała rany — odrzekła Małgorzata — gdyż, skoro mogę cię uratować, byłoby występkiem pozwolić ci umrzeć.
— O!... raczej umrę — zawołał La Mole — aniżeli pozwolę, ażebyś ty, królowo, miała walać moją niegodną krwią swoje ręce... O!... nigdy!... nigdy!...
I odsunął się w tył z uszanowaniem.
— E!... pan już dosyć zawalałeś swoją krwią łóżko i pokój Jej królewskiej mości — uśmiechając się, uczyniła uwagę Gillonna.
Małgorzata okryła płaszczem swój batystowy negliż, zbryzgany krwią.
Ruch ten, pełen niewieściej wstydliwości, przypomniał La Molemu, że obejmował swemi rękoma i przyciskał do piersi, uwielbianą przez wszystkich królowę.
Na to wspomnienie, lekki rumieniec okrasił jego blade lica.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/217
Ta strona została przepisana.