Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/233

Ta strona została przepisana.

Karol IX-ty, idąc więcej za popędem swych myśli, aniżeli odpowiadając na grzeczność Henryka.
— Ja cię nie rozumiem, Najjaśniejszy panie — rzekł Henryk.
— Spójrz, a zrozumiesz.
Karol IX-ty prędko poszedł, a raczej skoczył do okna.
Przyciągnąwszy do siebie szwagra, jeszcze bardziej zalęknionego, pokazał mu strasznych morderców, topiących lub zabijających na pokładzie statku ofiary, co moment im dostarczane.
— Na Boga!... — zawołał Henryk, blednąc — cóż się to dzieje dzisiejszej nocy?
— Dzisiejszej nocy — odrzekł Karol IX-ty — uwalniają mnie od wszystkich hugonotów. Czy widzisz ot tam, nad pałacem Bourbonów, ten dym i ten płomień? Ten dym i płomień to palący się dom admirała. Czy widzisz tego trupa, którego poczciwi katolicy ciągną na starym sienniku? To trup zięcia admirała, trup twego przyjaciela Téligny’ego.
— O!.. cóż to znaczy!... — zawołał Henryk, napróżno szukając przy boku rękojeści sztyletu i drżąc ze wstydu i gniewu, czuł bowiem, że się z mego wszyscy naśmiewają i zarazem mu grożą.