Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/237

Ta strona została przepisana.

I strzelił; biegnący upadł.
Henryk jęknął.
Karol IX-ty, uniesiony wściekłością, nabijał i strzelał bezustannie, wydając krzyki radosne za każdym razem, skoro kula trafiła celu.
— Zginąłem — pomyślał Henryk — jak nie będzie miał do kogo strzelać, mnie zabije.
— No i cóż, czy już koniec?... — przemówił jakiś głos za nimi.
Była to Katarzyna de Medicis, która weszła do pokoju bez najmniejszego szelestu, podczas ostatniego strzału.
— Nie, do tysiąca piorunów!... — zawył Karol IX-ty, rzucając rusznicę na podłogę... — Nie, on uparty... nie chce!...
Katarzyna nic nie odpowiedziała.
Powoli obejrzała się w tę stronę pokoju, gdzie stał Henryk nieporuszony, jak figura na obiciu, o którą się oparł.
Następnie spojrzała na Karola IX-go wzrokiem, który wyraźnie mówił:
— Dlaczegóż więc jeszcze żyje?...
— Żyje... żyje... — przemówił Karol IX ty, który zrozumiał to spojrzenie, jak nie można lepiej, i odpowiedział na nie bez wahania — on żyje, dlatego, że on... on... jest moim krewnym...
Katarzyna uśmiechnęła się.