Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/283

Ta strona została przepisana.

dnym celem, schwytania w locie, jeżeli się uda, przemijające szczęście.
— Tak, tak, Henrieto, a na znak zobopólnego przymierza uściśnijmy się.
I obiedwie zachwycające twarzyczki, jedna blada i smętna, druga rumiana, blond-włosa i wesoła, nachyliły się ku sobie i złączyły swe usta, tak, jak już złączyły swe myśli.
— A więc masz jakie nowiny? — zapytała księżna, z wielką ciekawością spoglądając na Małgorzatę.
— Alboż te dwa dni nie są pełne nowin?
— O! ja mówię o miłości, nie zaś o polityce. Jak będziemy w tym wieku, co pani Katarzyna, twoja matka, wtedy się będziem mogły nią zajmować. Lecz mamy dosyć czasu czekać na ten wiek, jeszcze przynajmniej ze dwadzieścia lat, moja piękna królowo. Mówmy o czem innem. Czy czasem nie pójdziesz zamąż?
— A za kogo? — zapytała, śmiejąc się, Małgorzata.
— A! uspokoiłaś mnie tą odpowiedzią.
— Tak, Henrieto! Lecz właśnie to, co ciebie uspakaja, mnie zatrważa. Powinnam iść zamąż?...
— Kiedy?..
— Jutro.