— Ludzkości! a! biedna królowo, ta cnota gubi zawsze naszą pleć!
— Wiesz, że król, królowa-matka, książę d’Alençon, nawet mój mąż... — mają wolny wstęp do moich pokojów.
— Więc chcesz mnie prosić, ażebym ukryła twego hugonotę, nieprawdaż?... to jest, dopóki będzie chory, z warunkiem jednak powrócenia go, skoro tylko wyzdrowieje?
— Figlarko!... — rzekła Małgorzata.
— Nie, przysięgam ci, że nie sięgam myślą tak daleko. Czyż nie możesz go tylko ukryć, zachować mu to życie, które ja uratowałam? Zapewniam cię, że byłabym ci bardzo wdzięczną. Jesteś wolna w pałacu Gwizyuszów, niemasz ani szwagra, ani męża, któryby cię podglądał lub męczył; oprócz tego, za twoim pokojem jest podobny jak u mnie gabinet, z tą tylko różnicą, że nikt niema prawa wchodzić do niego. A więc! pożycz mi tego gabinetu dla mego hugonoty; jak wyzdrowieje otworzysz mu klatkę a ptak uleci.
— Jest tu tylko jedna trudność, kochana królowo; oto, klatka już zajęta.
— Jakto, czyż i ty kogo ratowałaś?
— Właśnie odpowiedziałam to twemu bratu.
— A! rozumiem; dlatego też — mówiłaś tak cicho, że nie mogłam cię dosłyszeć.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/288
Ta strona została przepisana.