Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/298

Ta strona została przepisana.

biego, ażeby nic robił tego głupstwa, lecz oświadczył mi stanowczo, że nie pozostanie dłużej w Luwrze.
— Chce opuścić Luwr! — powiedziała Małgorzata, patrząc z zadziwieniem na młodzieńca, który spuścił oczy.
— Lecz to jest niepodobieństwem. Pan nie jesteś w stanie chodzić, pan jesteś blady i sił pozbawiony; patrz pan, jak ci jeszcze drżą nogi. Dziś rano, nie można było zatamować krwi z rany w ramieniu.
— Pani! — odrzekł młodzieniec. — O ile wczoraj składałem dzięki Waszej królewskiej mości, za udzielenie mi schronienia, o tyle dzisiaj błagąm cię, pozwól mi ztąd odejść.
— Lecz ja — rzekła zdziwiona Małgorzata nie pojmuję pańskiego nierozsądnego zamiaru; postępek ten, gorszy jest od niewdzięczności.
— A! pani! — zawołał La Mole, składając ręce — żywię w mem sercu uczucie, które dla ciebie, królowo, nigdy nie wygaśnie.
— Nie może ono trwać długo — powiedziała Małgorzata, wzruszona tonem głosu, który nie dozwalał wątpić o szczerości słów młodzieńca — gdyż albo rany otworzą się i umrzesz pan w skutek ujścia krwi, albo poznają w tobie hugonota, i nie ujdziesz pan stu kroków, a już cię dobiją.