Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— Muszę jednak opuścić Luwr! — szepnął La Mole.
— Musisz! — zawołała Małgorzata, utkwiwszy w niego swe przezroczyste oczy, i lekko bledniejąc. — A! rozumiem, daruj pan. Bezwątpienia za Luwrem znajduje się osoba, która się bardzo o pana niepokoi. Jest to bardzo naturalnem, panie de La Mole, i ja to pojmuję. Dlaczegóż mi pan od razu tego nie powiedziałeś? albo raczej, dlaczegóż ja o tem wpierw niepomyślałam? Kiedy kto daje komu schronienie, ten jest obowiązany myśleć i o stosunkach serca swego gościa, i leczyć jego duszę, również jak i ciało.
— Niestety!... — odrzekł La Mole — mylisz się pani bardzo. Jestem prawie sam jeden na świecie, a zupełnie sam jeden w Paryżu, gdzie mnie nikt nie zna. Morderca mój, jest pierwszym człowiekiem, z którym mówiłem w tym mieście; a Wasza królewska mość, jesteś pierwszą kobietą, która raczyła ze mną rozmawiać.
— Dla czegóż więc, chcesz się pan oddalić?.. — zapytała zdumiona Małgorzata.
— Dlatego — odpowiedział La Mole — że Wasza królewska mość nie spoczywałaś wczorajszej nocy; dzisiejszej zaś...
Małgorzata zarumieniła się.