Słońce spuszczało się pod horyzont.
Tłum udał się za ukoronowanemi głowy, chcąc nasycić się do końca widokiem wspaniałego orszaku i szczegółami widowiska.
Złodzieje także pośpieszyli za tłumom, i w dziesięć minut po odjeździe króla, nikt nie pozostał pod szubienicą, na której wisiał bezkształtny trup admirała, oświecony promieniami zachodzącego słońca.
Mówiąc, że nikt nie pozostał, omyliliśmy się.
Szlachcic na czarnym koniu, który bezwątpienia w obecności książąt, nie mógł dobrze obejrzeć wszystkich szczegółów, pozostał.
Z ciekawością zaczął rozpatrywać wszystkie części składowe: łańcuchy, haki, słupy kamienne, jednem słowem, przyglądał się całemu przyrządowi szubienicy, która jemu niedawno przybyłemu do Paryża i nieobeznanemu ze wszystkiemi wynalazkami stolicy, zdała się być wynalazkiem straszliwszym, aniżeli wyobraźnia ludzka wymyśleń może.
Nie widzę potrzeby mówić naszym czytelnikom, że tym ciekawym był nasz przyjaciel Coconnas.
Bystre oko kobiece, napróżno go szukało w orszaku.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/374
Ta strona została przepisana.