siebie oziębli, lecz od czasu nocy świętego Bartłomieja, pogodziliśmy się zupełnie.
— Proś!... — powiedziała pani de Sauve do Darioli.
W chwilę potem René wszedł i jednem spojrzeniem objął cały pokój.
Pani de Sauve pozostała przed toaletą.
Henryk usiadł na sofie.
Karolina siedziała w świetle, Henryk zaś w cieniu.
— Pani!... — powiedział René z poufałością — przyszedłem usprawiedliwić się.
— Z czego, René?... — zapytała pani de Sauve tonem pobłażliwym, jakim zwykle piękne kobiety przemawiają do swych dostarczycieli.
— Z tego, żem tak dawno obiecał zrobić coś dla ślicznych ust pani, a...
— A wypełniłeś swą obietnicę dopiero dzisiaj, nieprawdaż?... — przerwała Karolina.
— Dzisiaj!... — powtórzył René.
— Tak dzisiaj! właśnie nad wieczorem odebrałam ten słoiczek przysłany mi przez ciebie.
— A! w samej rzeczy — zawołał René, z zadziwieniem spoglądając na słoiczek opiatu, stojący na stoliku pani de Sauve, zupełnie podobny do tych, jakie miał w swoim sklepie.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/468
Ta strona została przepisana.