Karolina wytrzeszczyła oczy, wcale nie rozumiejąc tajemniczej rozmowy; słoiczek z opiatem trzymając w jednej ręce, spoglądała na koniec palca zaczerwieniony pomadą.
Henryk wstał, i napastowany myślą, która jak zwykle u młodego króla, miała dwie strony: jedną powierzchowną a drugą niezgłębioną, wziął rękę Karoliny, chcąc ją pocałować.
— Wstrzymaj się chwilkę, Najjaśniejszy panie! — zawołał René szybko.
— Czy nie raczysz pani umyć pięknej rączki, tem oto Neapolitańskiem mydłem, które zapomniałem przysłać razem z opiatem, i które mam zaszczyt sam wręczyć ci, pani.
I, wyjąwszy ze srebrnej koperty tabliczkę mydła koloru zielonkowatego, położył ją w wyzłacaną miednicę, nalał wody i ukląkłszy podał ją pani de Sauve.
— Lecz doprawdy, mistrzu René, nie poznaję cię — powiedział Henryk — przewyższasz wszystkich dworaków w elegancyi
— A!... co za śliczny zapach! — zawołała Karolina, trąc swe piękne ręce, pianą aromatycznego mydła.
René do końca wypełnił obowiązki „cavaliere servante”, podał baronowej cienki ręczniczek z płótna fryzyjskiego.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/472
Ta strona została przepisana.