Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Wszystkie te groźby przemienią się zapewne w prawdziwy napad, od którego twoja, pani, pomoc, może mnie jedynie zasłonić; gdyż wszyscy, co mnie nienawidzą, ciebie kochają.
— Mnie?... — zapytała Małgorzata.
— Tak, ciebie — odparł Henryk z wybornie udaną szczerością — tak, kocha cię król Karol, kocha (wyraz ten dobitniej wymówił) książę d’Alençon, kocha królowa Katarzyna, kocha cię wreszcie książę Gwizyusz.
— Najjaśniejszy panie!... — wyjąkała Małgorzata.
— I cóż dziwnego, że cię wszyscy kochają? Ci, których wymieniłem, są twoimi braćmi, lub też rodzicami, których kochać nakazuje nam sam Bóg.
— Lecz do czego to wszystko zmierza?... — zapytała zgnębiona Małgorzata.
— Do tego, co już powiedziałem, że jeżeli będziesz... nie mówię już moim przyjacielem, ale moim sprzymierzeńcem, mogę tryumfować; w przeciwnym razie, zginę nieochybnie.
— O! nieprzyjacielem nigdy — zawołała Małgorzata.
— Lecz też i przyjacielem nigdy?...
— Być może.
— A moim sprzymierzeńcem?