Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/547

Ta strona została przepisana.

I Coconnas pocichu wszedł na schody, usiadł na sofie aksamitnej, mówiąc sam do siebie:
— Niech i tak będzie! Zaczekam, lecz, zdaje mi się, że jest u królowej Nawarry; wypadnie więc może długo czekać... A, jak też zimno... Pójdźmy, pójdźmy... mogę zaczekać na niego u siebie w pokoju. Przecież musi kiedyś przyjść do domu.
Zaledwie wymówił te wyrazy i właśnie kiedy zabierał się spełnić swój zamiar, ponad jego głową dały się słyszeć kroki, lekki szelest i ulubiona śpiewka jego przyjaciela.
Coconnas natychmiast nadstawił ucha w stronę, zkąd dochodziły łoskot kroków i śpiewka.
Był to La Mole, schodzący z wyższego piętra, na którem znajdował się jego pokój, a spostrzegłszy swego przyjaciela, zaczął biedź ku niemu po cztery schody, i w chwilę później, rzucił się w jego objęcia.
— O! kroćset dyabłów! to ty — zawołał Coconnas — zkąd u dyabła wyszedłeś?
— Z ulicy Cloche-Percée.
— Ale nie. Nie oto cię pytam...
— A o co?