Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/589

Ta strona została przepisana.

— Więc cóż?
— Król Nawarry przyszedł do Waszej królewskiej mości.
— Czegóż chce.
— Przyniósł dla Waszej królewskiej mości małpkę rzadkiego gatunku.
W tej chwili wszedł Henryk trzymając w jednej ręce koszyczek, a drugą głaszcząc małą „ouistiti”, śpiącą w koszyczku.
Henryk, wchodząc, uśmiechał się, i zdawało się, że wyłącznie jest zajęty maleńkiem zwierzątkiem; pomimo to jednak, jednym rzutem oka objął wszystko dokoła.
Katarzyna była bladą, lecz zbladła jeszcze bardziej, skoro spostrzegła na policzkach młodego człowieka rumieńce, znamionujące zdrowie.
Królowa-matka osłupiała.
Machinalnie przyjęła podarunek Henryka, zmieszała się, powiedziała jakiś komplement o jego pięknym wyglądzie i dodała:
— Tembardziej jestem zadowoloną, iż cię widzę zdrowym, bo słyszałam, że byłeś cokolwiek słaby: tak, prawda, zdaje mi się, że sam uskarżałeś się przedemną na zdrowie; lecz teraz rozumiem — mówiła dalej Katarzyna, starając się uśmiechać — był to tylko wybieg, ażeby się wydostać na wolność.