Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/63

Ta strona została przepisana.

kłym uśmiechem fałszywym — im więcej ich będzie, tem dla nas będzie przyjemniej. Zbieraj więc ich, zbieraj, Henryku. Lecz cóż to za jedni ci, panowie?.. spodziewam się, że ludzie odważni.
— Nie wiem, czy moja szlachta warta twojej, Najjaśniejszy panie, lub księcia Andegaweńskiego i księcia Gwizyusza, lecz ja ją znam, i jestem przekonany, że jej członkowie uczynią wszystko, co będzie w ich mocy.
— Jak wielu ich spodziewasz się?...
— Dziesięciu, a najwyżej dwunastu.
— Jakże się nazywają?...
— Wistocie nie pamiętam; wyjąwszy tylko jednego, którego przedstawiał mi Teligny, jako skończonego człowieka; nazwisko jego de La Mole; o drugich...
— De La Mole?... czy to czasem nie Lerac de La Mole, Prowensalczyk?... — zapytał król, posiadający obszerne wiadomości w genealogii.
— Właśnie ten sam; widzisz więc, Najjaśniejszy panie, że szukani ludzi aż w Prowancyi.
— Ja zaś — rzekł z szyderczym uśmiechem książę Gwizyusz — szukani ich jeszcze dalej, aniżeli Jego królewska mość król Nawarry; wynajduję bowiem wiernych katolików w Piemoncie.
— Czy katolicy, czy hugonoci — przerwał